Czternastoletni
chłopiec przyciskał policzek do zimnej szyby, wpatrując się w mrok czający się
za oknem. Westchnął ciężko, zaciągając się papierosem. Patrzył, jak dym tworzy
abstrakcyjne kształty i znika w małej okiennej szparze. Deszcz masakrował okno
tak mocno, że Matt aż się wzdrygnął. Było kurewsko zimno.
Wyśledził
ruch na dworze, a w jego oku zakręciła się łza, która spłynęła policzku i
zniknęła w czarnym podkoszulku.
— Powinieneś przestać
palić. — Drzwi uchylił się delikatnie, a w nich pojawiła się sylwetka
siedmioletniego dziecka. — Gdzie jest Mello?
Matt zamknął na
chwilę oczy, czując dziwne ukłucie w sercu, gdy usłyszał to imię.
— Na dworze —
odpowiedział krótko, zeskakując z parapetu i znów zaciągając się
papierosem.
— Kiedy wróci? —
Niechciany rozmówca śmiało przekroczył próg ciemnego pokoju bez
jakiegokolwiek zaproszenia.
— Nie wróci —
odpowiedział skromnie, zbierając z szafki nocnej latarkę.
— Jak to nie wróci?!
Obiecał coś wytłumaczyć. — Pomachał książką w twardej oprawie tuż przed nosem
Matta, który miał ochotę wyrzucić go za drzwi.
— Odszedł — odparł,
siląc się na obojętność. Poczuł rozpierającą dumę, gdy bez zająknięcia
wykrztusił to jedno słowo.
Wgramolił się pod
łóżko i zapalił latarkę. Wyciągnął poluzowaną deskę w podłodze. O tej
skrytce wiedział tylko on i Mello. Tam grodzili swoje prywatne skarby. Ręce
zadrżały mu gwałtownie, gdy wertował „Buszującego w zbożu” autorstwa Salingera.
Oprócz
kartek zniszczonych przez czas znalazł tam kompletną pustkę.
— Mello, żyjesz? — pytał raz,
drugi i trzeci. Westchnął, gdy nie doczekał się odpowiedzi. Tradycyjnie poczuł,
że przyjaciel
stroi sobie z niego żarty. Spojrzał na jego zmasakrowaną sylwetkę i odjęło mu
mowę. Na szczęście tylko na chwilę. Dla odmiany zapytał o podręczną apteczkę,
ale Mello znów zbył go milczeniem.
Matt
zaciągnął się papierosem. Dopiero teraz zorientował się, że dziewiętnastolatek
najprościej w świecie zasnął albo stracił przytomność. Na jego drodze jak
zwykle stanęły komplikacje. Próbował iść tropem chłodnej logiki, ale pomysł,
który narodził się w jego głowie był drastyczny w skutkach i nie miał bladego
pojęcia czy powinien używać go na dogorywającym przyjacielu. Miał
jednego niejasne wrażenie, że w najbliższej przyszłości posłużyły jako jedne
wyjście z tej sytuacji i przy odrobinie szczęścia może ewentualnie wypalić.
Zlustrował
umierającego z pewnej odległości, pragnąc wcielić się w rolę postronnego
obserwatora. Wyświechtany strój ofiary kostuchy skutecznie działał na
niekorzyść jego już i tak zszarganych nerwów, nie wspominając o rozcięciach na
nogach i rękach. Zatrzymał dłuższe spojrzenie na lewym policzku, na którym
wybuch pozostawił piętno tak wielkie, że za pewnie tylko wyjątkowe szczęście
Mello uchroniło go od utraty połowy twarzy.
Matt,
niezwykle poruszony niesmacznym widokiem zranionego kryminalisty, poczuł nagłe
mdłości i zawroty głowy. Wykorzystał ścianę jako podpórkę, by nie upaść.
Zamknąwszy oczy policzył do dziesięciu i westchnął ciężko, powstrzymując się od
zwrócenia dzisiejszego posiłku.
Doszedł
do błyskotliwej konkluzji, że nic innego nie narodzi się w jego bezkształtnej
wyobraźni. Szturchnął Keehla mocno w zranione ramię, trzymając się ostatniej
deski ratunku, że jego omdlenie nie było gwoździem do trumny.
Z
ust Mello wydobył się cichy jęk bólu. Poderwał się w miejscu, składając dłonie
w geście obronnym.
— Czego? — zapytał
subtelnie, podciągając rękaw skórzanej, wystrzępionej kurtki. Spuścił swoje
ręce, widząc jak przez mgłę niewyraźną, lecz znajomą sylwetkę.
— Czyli jednak
żyjesz. — Matt
zdziwił się okropnie, zastanawiając się czyżby przypadkiem jego przyjaciel, z
braku lepszego określenia, nie podpisał paktu z diabłem. Mello zacisnął dłonie
na krzyżu, wiszącym bezwładnie na jego szyj, bredząc pod nosem kilka niezrozumiałych
dla Jeevesa słów.
Zapadła
niezręczna cisza, aprobowana przez ich oddechy.
— Nie myślisz o
ucieczce? —
zagadnął po chwili czerwonowłosy, poprawiając gogle na oczach. Może powinien
dla odmiany przestać ratować mu tyłek?
— Myślałem.
Parę godzin temu —
zapewnił Mello, opierając głowę o ścianę i zamykając oczy.
— Nie zasypiaj — upomniał go
Matt, chowając pistolet do kabur. Targały nim sprzeczne emocje. Z jednej strony
chciał go jak najszybciej wyciągnąć z tej ruiny, z drugiej zaś miał ochotę zostawić
poszkodowanego na pastwę śmierci. Niestety, żadna z tych opcji nie chodziła ze
sobą w parze. Matt nie cierpiał rozwiązywać życiowych dylematów, które były
prawie tak samo oporne jak krzyżówki. A on nie znosił krzyżówek.
— Łatwo ci mówić.
— Cichy głos
Mello obudził go z wachlarza zadumy i dopiero wówczas uświadomił sobie, że to
ani nie miejsce, ani nie czas na puszczenia wodzy fantazji.
— Musisz ze mną
współpracować, Mello – odparł dobitnie, chwytając go pod zdrowe ramię.
Mello
nie odpowiedział nic, pogrążając się w rozmyślaniach na temat swojej szarej
egzystencji.
Adorowany
przez głośny warkot silnika, czarny helikopter wbił się w niebo, znikając w
szarych deszczowych chmurach. Matt, rzucając ukradkowe spojrzenie pogrążanemu
we śnie Mello, stwierdził, że w zasadzie nie ma nic do stracenia.
♠
Było
późno. Sąsiedzi spali już dawno. Dla takiej chwili żałował, że jego kawalerka
znajdowała się na ostatnim, piątym piętrze. W tym momencie to był jak
śmiercionośny cios dla blondyna. Krwawił tak obficie, że Matt mógł tylko
konsekwentnie milczeć i szybciej przebierać nogami, taszcząc jego ciało za
sobą.
Nigdy
w życiu nie widział tyle krwi na raz. W duchu cieszył się, że Mello był od
niego szczuplejszy. To wiele ułatwiało. Zatrzymując się przed obskurnymi
drzwiami, prawą dłonią wciąż trzymał bezwiedne ciało Mello, drugą natomiast
szukał na oślep klucza.
W
końcu musiał przyznać się do sromotnej porażki. Nie było go ani w tylnych, ani
przednich kieszeniach, toteż Jeevas nie miał wyjścia. Prawdopodobieństwo, że go
zgubił w czeluściach szarych ulic wynosiło aż dziewięćdziesiąt dziewięć
procent. Skapitulował. Oparł dogorywające ciało przyjaciela o
ścianę i pchnął drzwi tak mocno, że otworzyły się z impetem. Uśmiechnął się
delikatnie, ciesząc się z własnego szczęścia. Nie wyleciały z zawiasów. Uznał
to za swój prywatny sukces.
Tym
razem asekurując Mello obiema dłońmi, Matt pomógł mu nie do końca o własnych
siłach dostać się do mieszkania.
Kawalerka
była ciasna i mała, ale przy tym praktyczna. Śmiało mogła awansować na
rupieciarnię. Matt nigdy nie odczuwał potrzeby na większą przestań osobistą.
Był minimalistą w najczystszej postaci, a jak na jego realia mieszkanie było
szczytem marzeń, zważywszy na zawartość jego portfela.
Manewrował
pomiędzy pustymi puszkami napojów a stertą wymiętych opakowań po papierosach,
walających się po podłodze. Mocno podtrzymując w pół nieboszczyka za ramię,
położył go ostrożnie na wysłużonej polówce.
Matt
odwrócił się do niego plecami i po chwili żałował. Mello pchnął go z całej siły
na ścianę, zaciskając pięć zakrwawionych, zimnych palców wokół jego gardła.
Dysząc ciężko, udało mu się wyciągnąć w jego stronę szyję. W szaroniebieskich
oczach czaiły się iksry niewymuszonego szaleństwa. Palce zacisnął jeszcze
bardziej. Nie wyglądał na silnego, wręcz przeciwnie, Matt miał wrażenie, że za
chwilę osunie się na nogach i na powrót zemdleje.
— Nie ruszaj się — rozkazał.
Matt
wzdrygnął się mimowolnie, słysząc pozbawiony emocji głos kryminalisty.
Skalkulował, że takie zachowanie dla Mello było chlebem powszednim, co go
przerażało nie mniej niż strach przed śmiercią. Wbił w niego spojrzenie
tak puste, że nie potrafił odczytać z nich żadnych morderczych
instynktów.
— Jesteś rany.
Opatrzę cię.
Matt
zachował ostatnie pokłady zdrowego rozsądku. Zacisnął długie, smukłe palce na
chudej ręce Mello.
— Jak na to
wpadłeś, Sherlocku?
Ucisk
zelżał. Jasnowłosy mężczyzna upadł z powrotem na łóżku, wzdychając ciężko. Matt
natomiast odetchnął z ulgą, łapiąc łapczywie powietrze i, aby wywinąć się od odpowiedzi,
zaczął grzebać w szafce w poszukiwaniu apteczki. Po chwili usiadł obok Mello.
Sprawdził mu puls i przyjrzał się ranie. Był pewny, że już dawno wdarło się do
niej zakażenie.
Pomoc fachowca to
samobójstwo, pomyślał, bez słowa obmywając mu ranę wodą utlenioną. Widział
jak jego przyjaciel
za wszelką cenę próbował ukryć ciche jęki bólu. Przycisnął gazę do jego rany i
spojrzał mu w oczy. Na twarzy Mello pojawił się grymas, gdy Matt wyciągnął
strzykawkę. Pierwsza oznaka pożądanego człowieczeństwa rozpowszechniła w nim
nadzieje.
— Co zamierzasz
teraz zrobić? —
zapytał nieco zaniepokojony, przypatrując się nieco drżącym dłoniom Jeevesa.
— Muszę
powstrzymać krwawienie — przypomniał
cierpko Matt. Nie miał nigdy wcześniej styczności z medycyną, nie wliczając
kursu pierwszej pomocy, ale program nie obejmował takiej rany. To wcale nie
wyglądało dobrze.
— To środek
znieczulający, prawda? — Mello chciał za
wszelką cenę ukryć swoje przerażenie, ale Matt doskonale zdawał sobie sprawę,
że jasnowłosy był bliski szaleństwu. Nienawidził jakichkolwiek zastrzyków,
zwłaszcza z rąk takiego amatora jakim był niewątpliwe jego znajomy z
dzieciństwa.
Palce
Matta lekko zadrżały, gdy igła przebiła skórę Mello, który zamknął oczy, aby
nie patrzeć. Przygryzł wargi i zaplątał dłonie o łańcuszek, sprawiając, że
wiszący na nim krzyż zadygotał. Znów szeptał słowa modlitwy.
— Skończyłem —
powiadomił wszem i wobec Matt. — Tylko tyle
jestem wstanie zrobić.
— O jedną rzecz
za dużo — sarknął
niewdzięcznie Mello, wyciągając się wygodnie na łóżku. — Nie powinieneś
tego robić. Zawsze ratujesz swoich starych znajomych z opresji? — zapytał,
zamykając oczy.
Nie, tylko tych,
którzy są dla mnie naprawdę ważni, westchnął Matt w myślach, kładąc obok
Mello ręcznik i antybiotyki. Pogratulował samemu sobie, że skompletował całą
domową apteczkę. Na wszelki wypadek.
— Masz czekoladę?
— zapytał
nagle jasnowłosy, zerkając do apteczki.
— Tam jej nie
znajdziesz.
Matt
zagasił światło i usiadł obok rannego przyjaciela.
— A gdzie ją
znajdę? —
Dopytywał się dalej. Jeevas, czując ciepły oddech na swoim karku, zadrżał nagle
i zamarł bezruchu. Zdał sobie sprawę, że znów opuścił gardę, gdy upadł na
miękką poduszkę, obezwładniony przez silny uścisk Mello.
— W sklepie — odparł Matt,
wdychając głośno powietrze, ale to wcale nie pomogło. Czując intensywny zapach
krwi, zakręciło mu się w głowie. Ciemność, sprawiła, że widział tylko kontury
twarzy Keehla, który zachichotał nagle, trzęsąc się ze śmiechu.
— Jak zwykle
nieprzygotowany —
mruknął Mello, upadając tuż obok.
Mail
objął go delikatnie, wkładając dłonie pod szczątki koszulki. Jego skóra była
gorąca i mokra od potu.
— Masz gorączkę. — Podzielił się
swoją błyskotliwą myślą na głos. – Może powinieneś zażyć jakieś prochy, co?
— To nic.
Prześpię się i przejdzie — odpowiedział
nieprzytomnym głosem, wtulając się w ramię Jeevesa, jak małe dziecko, szukające
pocieszenia.
Po
kilu minutach Matt słyszał już tylko regularny oddech Mello, zasnął. Niedługo
później sam oddał się w objęcia Morfeusza, czując pod palcami rozgrzane ciało.
Kiedy
Matt obudził się następnego ranka, Mello zniknął, a razem z nim zniknęła także
apteczka, ręcznik i pistolet. Westchnął głęboko, odpalając papierosa.
Na początek przepraszam za to całkiem spore opóźnienie. Przez szkołę nie jestem w stanie nic zrobić na czas. Tonę w zaległościach, ech... Dobra, a teraz do rzeczy. Rozdział czytało się tak dobrze, że po prostu za szybko skończyłam. Bardzo ciekawie budujesz relację między bohaterami. W sumie mogłabym ją określić toksyczną;) Zresztą charaktery obu panów są intrygujące i dość odmienne, przez co całość prezentuje się jeszcze ciekawiej. Czuć napięcie w całej tej sytuacji i niezręczność. Bardzo realistycznie oddałaś chwilę, za co naprawdę wielki szacunek. No i to zniknięcie na końcu - nieoczekiwany zwrot akcji, który tylko sprawił, że jestem jeszcze bardziej zaintrygowana. Co mogę dodać? Chyba nie muszę, iż masz świetny styl, to po prostu oczywiste. Pozdrawiam i czekam na NN [taniec-ze-smiercia]
OdpowiedzUsuńSpokojnie, mnie się tam nie śpieszy, zważywszy na fakt, że na blogu tym rozdziały publikuje od święta ;P
UsuńI uwierz, nadeszła tak wiekopomna chwila, gdy usłyszałam chyba najmilsze słowo na temat swojej twórczości. Moje serducho się raduję, bo właśnie taki chciałam uzyskać przez tę relację efekt.
Dziękuję. Pozdrawiam gorąco ;*
O kurczę, dopiero teraz w końcu znalazłam chwilę, by spokojnie zasiąść przy czytaniu i zaprawdę powiadam, że wcale nie zmarnowałam tego czasu. >D
OdpowiedzUsuńCzy mnie się wydaje, czy Matt usilnie próbuje wmówić samemu sobie, że Mello to właśnie "przyjaciel", nikt mniej i nikt więcej? Biedak, nie wie, że jest na skazanej pozycji!
Tak szczerze, nie chciałabym być na pozycji sąsiadów, którzy z rana będą się wybierać do pracy i na klatce schodowej znajdą różne strzępki Mello. Jakoś chyba niezręcznie będzie. xD
Zakończenie okropne, nie w sensie technicznym, spokojnie. XD Po prostu aż chce się udusić Mello, że odwala coś takiego, zwłaszcza, że się wie, że Matt przyleci na jego następne zawołanie.
Kłaniam się w pas i Wena życzę! :3
E tam, e tam, nie musisz się tłumaczyć, oj nie. Mi się lżej na duszy robi, gdy ktoś nawet z mega opóźnieniem popatrzy i poczyta, a jak napiszę kilka słów, to jestem w ósmym niebie, naprawdę ^^ Zresztą i tak jestem zdanie, że lepiej późno niż wcale ;P
UsuńMatt usiłuje to i jeszcze więcej. Jak to Matt, w swoim własnym pokręconym świecie, prawda? :D Życie w końcu jest usłane porażkami ^^
Ja też nie i cieszę się, że nie mieszkam w takiej kamiennicy, gdzie panuje noc żywych trupów. Ale jestem pewna, że piękna studentka, pisnęła ze strachu na widok śladowej ilości krwi na schodach. xD
Kłaniam się do samej ziemi i ślę najgorętsze pozdrowienia ;*
PS. Jutro spodziewaj się nalotu hei-chi na Złoczyńców!! XD
hei-chi, czy czytanie tego opka bez znajomości Death Note jest możliwe? W sensie, ogarnę je mózgowo?
OdpowiedzUsuńMyślę, że tak, zwłaszcza, że nie odwołuje się za bardzo do motywu przewodniego Death Note. ;)
UsuńIntrygujące powiadanie. Bardzo ciekawie budujesz relacje między bohaterami, jestem ciekawa, jak się potoczą ich losy. Mello mnie zaintrygował, dobra postać.
OdpowiedzUsuńBędę tu częściej zaglądać i czekam na kolejny rozdział
Pozdrawiam i życzę dużo weny i czasu na pisanie(bo z tym zażyczaj jest krucho)
Lunatyczka z dusza-ognia.blogspot.com
Zawsze intrygowała mnie ta parka i uważałam ją za jedyną właściwą w DN (strasznie drażni mnie parowanie L i Kiry i takie tam inne, ale to nie ważne). Mimo to nigdy wcześniej nie zabrałam się za żadne opowiadanie z nimi w roli głównej. Może to przez moją awersję do fanfików w ogóle? Albo przez lenistwo. Albo oba.
OdpowiedzUsuńW każdym razie tutaj zaintrygował mnie piękny szablon, więc przeczytałam sobie zawartość zakładek uznałam, że opowiadanie jest warte uwagi. Zabrałam się za nie i nie żałuję, bo chociaż znalazłam kilka drażniących mnie szczegółów to podoba mi się ono bardzo.
Dodaję do linków na Negsuri i mam nadzieję, że, chociaż od września nie było aktualizacji, to jednak w końcu się ona pojawi. Na pewno będę to sprawdzać :P
Pozdrawiam!
Hiehie. Przeczytałam, bo strasznie zatęskniłam ostatnio za światem Death Note i za postacią Mello. Trzy rozdzialiki weszły mi naprawdę szybko ^.^
OdpowiedzUsuńWiesz co, Hei-Chi, ty naprawdę masz skłonność do pisania thrillerów/kryminałów, ale jako, że to Death Note, to Ci odpuszczam XD. Tym bardziej nasza kochana postać Mihaela, czyż nie? Oj tam, co to jest, wysadzenie budynki mafii.
Na razie może i się nie zanosi, ale będę tu zaglądać, bo strasznie mnie opowiadanie zaintrygowało ^^. Tak samo jak i piękny wygląd bloga XD.
*nie zanosi na następną część, co się ze mną dzieje >,<
Usuń